- Nr 2/2020 (LXIV)
- ISSN 2083-7321
Łukasz Brudnik
Dział Instrukcyjno-Metodyczny WBP w Opolu
„Do tej pory nie dawałem się pisarsko ograniczać – także samemu sobie – i nie zamierzam tego zmieniać” - rozmowa z Jakubem Ćwiekiem
Łukasz Brudnik: Część autorów decydując się na cykl powieściowy, pisząc kolejne jego książki, skupia się głównie na jednym pomyśle ściśle powiązanym z wykreowanym wcześniej światem oraz bohaterami. Pan z kolei odwrotnie - woli tworzyć różne cykle, osadzając akcję w innych miejscach, innych czasach i z innymi bohaterami. Dlaczego?
Jakub Ćwiek: Myślę, że jest to kwestia po pierwsze pojemności danego konceptu, jego możliwości, a po drugie świadomości własnej kreatywności i jej ograniczeń. Są autorzy, którzy wiedząc, że trafili mocno, trzymają się danej historii i bohaterów, bo raz, że to względnie bezpieczne, dwa, że sprawia przyjemność tej grupie czytelniczej, która lubi czytać to, co już zna. Wielu wychodzi z założenia, że o dobry pomysł trudno, a budowanie raz po raz od zera nowej grupy czytelniczej dla nowych historii to marnowanie czasu. Ja nie jestem w tej grupie. Dla mnie wymyślanie zupełnie nowych, odmiennych rzeczy, nieustanne szukanie opowieści jakich jeszcze nie opowiadałem i w zupełnie innej formie, jest sednem tej pracy.
Ł.B.: Czy przystępując do pracy nad nowym cyklem, już z góry ma Pan zarys zakończenia, do jakiego będzie Pan chciał w kolejnych tomach dążyć?
J. Ć.: Tak. Często nie mam wielu rzeczy po drodze, zmieniają się detale, czasem drogi do celu, ale to co mam zwykle przy rozpoczynaniu cyklu, to spójni bohaterowie gotowi ponieść historię, otwarcie i ogólnie zarysowany finał. Przesłanie, można by rzec.
Ł.B.: Co sprawiło, że zdecydował się Pan na powrót do świata Kłamcy?
J. Ć.: Budując tę opowieść na początku swojej kariery, siłą rzeczy mocno trzymałem się pleców protagonisty i pokazywałem rzeczywistość blisko jego perspektywy. W trzecim i czwartym tomie odszedłem od tego podejścia, ale w wyjątkowych, apokaliptycznych okolicznościach. A tam, w tym budowanym latami świecie, jest przecież mnóstwo mniejszych i większych historii do opowiedzenia z innych perspektyw. Ot, chociażby z takiej zwyczajnej, stróżowej. A że doszedł do tego zwariowany pomysł na wywrócenie tej koncepcji do góry nogami... Gdy przyszło, nie mogłem się oprzeć.
Ł.B.: Czy istnieje realna szansa na powstanie w najbliższym czasie kontynuacji innych cykli?
J. Ć.: Na pewno wrócę na chwilę do cyklu Chłopców, bo obiecałem za pomocą nowelki z tego świata wspomóc świetną inicjatywę, jaką jest konwent Pyrkon. No i rzecz jasna, pojawi się domknięcie trylogii Grimm city. Ale co jeszcze? Nie wiem.
Ł.B.: W Brudnopisie Boga [drugi tom cyklu Stróże] Loki w liście do Lucyfera pisze o Apokalipsie. Czy jest to nawiązanie do wydarzeń przedstawionych w zamykającej cykl Kłamca książce Kill’em all? A może zapowiedź kierunku, w jakim podążą Stróże?
J. Ć.: Tak, to jest nawiązanie i tak, to jest kierunek tej opowieści na przyszłość. Nie mogę, niestety, nic więcej powiedzieć.
Ł.B.: W swojej twórczości często sięga Pan po elementy popkultury. Kogo miał Pan przed oczami, powołując do życia Zadrę i Butcha?
J. Ć.: Myślę, że wizualnie najbliżej by im było do Guya Pierce'a i Russella Crowe'a z "Tajemnic Los Angeles" albo też po trosze Ryana Goslinga i Russella Crowe'a z "Nice guys". W kwestii charakterów nie mają jasno określonych pierwowzorów.
Ł.B.: Jest Pan kojarzony głównie z fantastyką, tymczasem coraz częściej sięga Pan po inne gatunki. Czy wynika to z obawy przed zaszufladkowaniem? A może jest to naturalny proces rozwoju autora, który z czasem zaczyna odczuwać potrzebę poszukiwania i eksperymentowania?
J. Ć.: Jestem kojarzony z fantastyką, owszem, ale to bardzo szerokie pojęcie i w jego ramach też nie chciałem się nigdy wąsko specjalizować. Już między Kłamcą a Chłopcami jest ogromna różnica w klimacie i proporcjach gatunkowych. A przecież pisałem też historie alternatywne, opowiadania obyczajowe, w mniejszych formach SF i postapo. To, co się u mnie dzieje teraz, to po prostu otworzenie się również na opowieści pozbawione wszelkich elementów nadprzyrodzonych. Dlaczego? Bo takie teraz opowieści mam w głowie. Jak przyjdą inne, wiem, że nie muszę się ograniczać i mogę pisać co chcę. Bo warsztat już mam.
Ł.B.: Pana współpraca z Adamem Bigajem – jak do niej doszło i z czyjej inicjatywy?
J. Ć.: Z Adamem znaliśmy się prywatnie i zanim zrodził się pomysł książki, wiele opowieści słyszałem jako anegdoty przy kawie. Pomysł, żeby je usystematyzować i napisać książkę, był mój. Adam wątpił, czy to kogokolwiek zainteresuje. Ale ja wiedziałem, że to świetna, wielopoziomowa opowieść.
Ł.B.: Książka Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu to opowieść oparta na przeszło trzydziestoletniej służbie Adama Bigaja w policji. Ile z napisanego przez Pana maszynopisu – np. ze względu bezpieczeństwa – musiało ostatecznie zostać usunięte?
J. Ć.: Niczego nie usuwaliśmy ze względu na bezpieczeństwo. Czasami zmienialiśmy ksywki czy nazwiska. Część tych opowieści przedstawiamy natomiast z konkretnej perspektywy, bo wydarzenia podlegają interpretacji. No i opowieści, które brzmiały podobnie – praca policjantów jest wszak powtarzalna – musiały zostać ograniczone ze względów strukturalnych. Bezpański to nie raport policyjny, a książka.
Ł.B.: Czy inspiracją do napisania kryminału Szwindel była jedna z opowieści usłyszanych od Adama Bigaja?
J. Ć.: Nie, akurat ze Szwindlem Adam nie miał nic wspólnego.
Ł.B.: Szwindel, ze względu na teatralność działania tajemniczej grupy Bosco i Houdiniego, bardzo przypomina mi film „Iluzja”. Tu również postępowanie przestępców przedstawione jest bardziej jako przygoda, aniżeli coś złego. Jednak w porównaniu z filmem J. Ć.: Pan zdaje się mówić, że życie to coś więcej niż bajka i za swoje czyny trzeba ponieść konsekwencje. Czy dobrze odczytałem Pana intencje?
Dobrze, choć akurat porównanie do "Iluzji" mam za niedobre. Ten film mam bowiem nie tyle za opowieść o oszustwie, co za efekciarską wydmuszkę, która w finale sprowadza się do opowiastki na poły magicznej. Nie ma rozwiązania trików, nie ma wyjaśnienia jak co działa. Równie dobrze ekipa Jeźdźców mogłaby być czarodziejami. Tymczasem ja opowiadam o zawodowcach, którzy mogliby istnieć naprawdę. O trikach, które naprawdę się dzieją lub mogą dziać. I o tym, jakie mogą być konsekwencje nieustannego życia w kłamstwie.
Ł.B.: W najnowszej powieści Topiel akcję usadowił Pan w Głuchołazach podczas powodzi tysiąclecia. Dlaczego po tylu latach wraca Pan właśnie do tamtych wydarzeń?
J. Ć.: Bo były to bardzo ważne wydarzenia tak dla Polski, jak i dla mnie samego. Byłem aktywnym uczestnikiem tych wydarzeń, znałem je dobrze z kilku perspektyw i uznałem, że ta opowieść, ten temat – zaskakująco w polskiej literaturze poruszany bardzo rzadko – współgra mi z tym, co chciałbym opowiedzieć o etapie przechodzenia z bycia dzieckiem w dorosłość. Wątek sensacyjny w tej książce zrodził się niejako obok, wpisany w gwałtowność tamtych wydarzeń i możliwości, jakie ta stworzyła.
Ł.B.: Główni bohaterowie mają po trzynaście, czternaście lat i do „aniołów” trochę im brakuje… Ile w ich zachowaniu oraz w sposobie spędzania wolnego czasu jest Jakuba Ćwieka z czasów nastoletniej młodości?
J. Ć.: Bardzo dużo. Wiele jest też z moich kolegów z tamtych czasów, ale także z wielu innych nastolatków z kolejnych lat. Mam to szczęście, że bardzo dużo czasu spędzam z młodymi ludźmi - prowadzę dla nich warsztaty, spotykam ich na konwentach, wielu dorastało i wciąż dorasta z moimi książkami fantastycznymi. Mam też swoje dzieciaki, tak się składa, że w dobrym wieku, by dokonać stosownych porównań. To pomogło przy wiarygodnym konstruowaniu postaci.
Ł.B.: Topiel to wyjątkowa pozycja w Pana twórczości, nieograniczająca się tylko do dostarczania rozrywki, ale również skłaniająca do refleksji. To historia o przyjaźni, braterstwie, dorastaniu, budowaniu własnej tożsamości, emocjach buzujących w młodym człowieku. Z drugiej strony, kreśli Pan bardzo realistyczny obraz dramatu, jaki niesie ze sobą kataklizm. Czy zatem można powiedzieć, że Topiel stanowi nowy kierunek, w jakim zechce Pan w najbliższym czasie podążyć?
J. Ć.: Kiedy ja bym się nie do końca zgodził, że to pod wymienionymi względami powieść wyjątkowa. O dorastaniu i niezgodzie na nie był wszak cykl Chłopcy, w którym opowiadałem za pomocą innych narzędzi i z trochę innej perspektywy, ale również o tych właśnie wartościach, jak braterstwo, dorastanie, budowanie własnej tożsamości. Myślę, że to, co sprawia, że Topiel jest inna, to skierowanie jej także do innego odbiorcy - do kogoś, kto jasno ustawił sobie kryteria lektury i w związku z tym po fantastykę sięgnie niechętnie.
I nie, nie traktuję Topieli jako nowego kierunku dla mojego pisania. Następna opowieść będzie zupełnie inna, choć pewnie zahaczy znowu o istotne dla mnie tematy. Ale nie będzie tak, że teraz będę pisał wyłącznie obyczajowe thrillery z mocnym osadzeniem we współczesnej historii Polski. Do tej pory nie dawałem się pisarsko ograniczać – także samemu sobie – i nie zamierzam tego zmieniać.
Ł.B.: Dziękuję za rozmowę.
Jakub Ćwiek - pisarz, komik stand-upowy oraz podróżnik. Autor m.in. książek Szwindel, Topiel, Liżąc ostrze oraz cykli Kłamca, Chłopcy, Grimm City. W 2011 roku za opowiadanie Bajka o trybach i powrotach otrzymał Nagrodę im. Janusza A. Zajdla w kategorii opowiadanie.