









Niejednemu na myśl o języku ojczystym przypomni się niezapomniany program „Ojczyzna-polszczyzna”, prowadzony przez niezwykłą postać, jaką jest profesor Jan Miodek, który z cierpliwością i wyrozumiałością przez dwie dekady (od sierpnia 1987 do czerwca 2007) na antenie telewizji polskiej uczył Polaków, bawiąc ich swoimi opowieściami językowymi.
Chcąc mówić o języku ojczystym na terenie dzisiejszej Opolszczyzny, a przed II wojną światową Rejencji Opolskiej (używając tego określenia ze świadomością, że jej granice były zmienne), nie można nie wspomnieć, że tereny te były polsko-niemieckim (czy też niemiecko-polskim) tyglem językowym. Na ulicach miast i miasteczek, których nazwy brzmiały wówczas Oppeln, Neustadt, Friedland, Rosenberg, Annaberg, Löwen, Riebnig (przy czym to wcale nie Rybnik – a Rybna), Boblowitz, Kasimir (a tak, tutaj Kasimir to Kazimierz) czy Ottmuth (nie, nie Otmuchów – a Otmęt) język polski mieszał się z niemieckim, można było usłyszeć także czeski czy jidysz i, rzecz jasna, gwarę śląską – jak przypomina w swej książce Maciej Borkowski1.
W zasobie Archiwum Państwowego w Opolu zachowały się jednakże również dokumenty w języku francuskim, angielskim i włoskim – a to dlatego, że w czasach plebiscytu i powstań śląskich (a dokładnie od 11 lutego 1920 r. do 10 lipca 1922 r. Opole / Oppeln było siedzibą Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej na Górnym Śląsku i Naczelnego Dowództwa Wojsk Sprzymierzonych na Górnym Śląsku w Opolu, w szeregach którego służyli żołnierze francuscy, angielscy i włoscy.
Jak ważny był język polski na terenach przedwojennej Opolszczyzny / Rejencji Opolskiej, dowiedzieć się można z książek w zbiorach bibliotecznych Archiwum Państwowego w Opolu. Warto przeczytać publikację, której tytuł jest zawołaniem zaczerpniętym z wystąpienia Wojciecha Korfantego na forum Sejmu Śląskiego I kadencji: Górny Śląsk to wielka rzecz… (Katowice-Warszawa 2022). Tytuł książki autorstwa ks. prof. Andrzeja Hanicha mówi wiele
o nastrojach na Śląsku sprzed ponad wieku: „Język serca” ludności Śląska Opolskiego w drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku w świetle źródeł kościelnych (godna uwagi jest zresztą cała seria Encyklopedia Wiedzy o Śląsku, wydawana przez Instytut Śląski w Opolu).
O powojennych zmaganiach języka oraz ludności polskiej i niemieckiej opowiada w swej książce ks. Alojzy Sitek: „Wśród łez i doświadczeń” (Dz 20,19): Administracja Apostolska Śląska Opolskiego w latach 1945-1956 (Opole 2000).
W zbiorach bibliotecznych mamy również książki w języku niemieckim czy czeskim. Jednak z uwagi na to, że 4 lutego wypadły urodziny Mikołaja Reja, który przypominał, że Polacy nie gęsi i swój język mają…, a zwłaszcza dlatego, że 21 lutego (czyli tydzień po walentynkach, więc łatwo zapamiętać) obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, toteż polecamy Waszej szczególnej uwadze kilka archiwalnych różności, napisanych przed laty pod administracją pruską, później niemiecką, w języku polskim.
Kto wie, czy nie najciekawszym z dokumentów, o których mowa w niniejszym tekście, jest statut czeladników cechu krawców z 10 grudnia 1569 r., przetłumaczony na polski z czeskiego w 1701 roku, zachowany w zasobie Archiwum Państwowego w Opolu w zespole Cechy miasta Opola (sygn. 78). Napisany ładnym, czytelnym pismem i dość zrozumiałą polszczyzną (mimo, że trzy wieki temu!) stanowi bardzo ciekawą lekturę – a zachętą do niej niech będzie początek: Gdyby niektóry w towarziszow bądz to na winie albo na piwie sziedzial, bądź sam albo z inemi ludzmi…
Ciekawa jest przysięga stróża miejskiego z Kluczborka, zapisana w 1886 roku (czy raczej to, co z niej zostało i czego możemy się domyślić, albo próbować tłumaczyć z języka niemieckiego – fragmentu dużo lepiej zachowanego):
Podobne tłumaczenia pojawiają się także w urzędowych czasopismach niemieckich po I wojnie światowej i po plebiscycie – wszak Śląsk Opolski (używając współczesnego określenia) pozostał w granicach administracji niemieckiej. Jako że nie wszyscy mieszkańcy mówili po niemiecku, a powinni znać zarządzenia ich obowiązujące, toteż wydawano m.in. „Amtsblatt der Regierung zu Oppeln”. I tak na przykład sto lat temu, w marcu 1923 roku, obwieszczano mieszkańcom Rejencji rozporządzenia policyjne, uwiadomienia wydziału okręgowego, jak również podawano obwód rejencyjny Opola – czyli nic innego, jak zasięg Rejencji Opolskiej:
Jak przypominają autorzy publikacji Powiat opolski: szkice monograficzne, wydanej w Opolu w 1969 roku (a dostępnej w czytelni Archiwum Państwowego w Opolu): J. S. Rochter, radca konsystorialny rejencji opolskiej, wywalczył (…) prawo przedruku „Amts-Blattów” (Dziennik Urzędowy) na język polski2. Było to tym ważniejsze, że coraz częściej postulowano usunięcie języka polskiego ze szkół, twierdząc, że lud ten nie mówi językiem polskim, lecz jakąś mieszanką czesko-morawsko-polsko-niemiecką3.
Obecności polszczyzny w mowie i piśmie mieszkańców tych ziem dowodzą także publikacje powstałe w oparciu o dokumenty zachowane w Archiwum Państwowym w Opolu, obrazujące życie codzienne na tych terenach: „Ty bestyja, ty kamelo!” Agresja językowa w polszczyźnie śląskiej (1845-1938): wypisy źródłowe z akt sądów rozjemczych powiatu strzeleckiego przechowywanych w Archiwum Państwowym w Opolu (Opole-Warszawa 2015) czy „Przeczytano, przyjęto, podpisano”: polskie protokoły sądów rozjemczych w powiecie strzeleckim w XIX wieku: edycja źródłowa ze zbiorów Archiwum Państwowego w Opolu (Opole-Warszawa 2017). Wybrane i opracowane przez prof. Małgorzatę Iżykowską i dr Aleksandrę Starczewską-Wojnar teksty są znakomitą lekturą: miejscami zabawną, miejscami refleksyjną, bardzo wartościową dla każdego, kto chce „posłuchać” toczonych przed laty na ziemiach śląskich swarnych i ostrych dysput, bardzo często mających swój finał przed sądem (a wówczas sądy rozjemcze miały pełne ręce pracy).
Wydawano także polskojęzyczne śpiewniki, zbiory pieśni, przewodniki po miejscach kultu religijnego. W zespole Sąd Obwodowy w Leśnicy (właściwie Amtsgericht Leschnitz) zachowała się natomiast spisana w języku polskim przysięga małżeńska, a w niej… koszty opłacenia rodziny: ojcu, matce, córce, synowi – każdemu określoną ilość talarów. Miłość miłością, ale – jak głosi mądrość ludowa – kochajmy się jak bracia, a liczmy się…
Z kolei w zespole Państwowe Gimnazjum Męskie w Opolu zachowały się świadectwa uczniów sprzed prawie stu lat, a na nich oceny z języka polskiego, gdzie uczeń Gregor Kania zna polnisch niewystarczająco [nicht genugend], ale już Malaka Georg wystarczająco [genugend]:
Ludność polskiego pochodzenia zmagała się z administracją niemiecką – a administracja niemiecka męczyła się, co tu kryć, z zawiłościami polszczyzny (przypomnijmy niezapomnianą kwestię filmową: Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, Chrząszczyżewoszyce, powiat Łękołody…). Poniższe przykłady nazwisk zapisanych w księgach zgonów z lat 30. Urzędu Stanu Cywilnego w Prudniku są esencją tegoż. Owszem, łatwo było polską głoskę „-sz” zamienić w pisowni na „-sch”:
Równie łatwo było zmienić pisownię nazwiska „Kocur”:
Nietrudno było pozbyć się litery „ł” oraz „i”:
i odwrotnie: zamienić „y” na „i”:
czy uprościć tak pisownię, jak i wymowę nazwiska „Żurek”:
Niektóre litery wystarczyło zdublować i brzmiały nieco bardziej zrozumiale dla niemieckich urzędników:
O tyle jednak trudniej było (w nawiązaniu do „Brzęczyszczykiewicza”) zapisać takie oto nazwisko (którego dzisiaj chyba nie ośmielilibyśmy się przeczytać na głos):
Czyżby poniższe nazwisko brzmiało… Sześć? Ostatecznie, po ingerencji urzędniczej, obywatelowi państwa niemieckiego zmieniono nazwisko na… Szczes. Brzmi zdecydowanie inaczej (nie mówiąc już o znaczeniu):
Trzeba przyznać, że w niemieckiej pisowni polskich nazwisk przeważała jednak… dowolność (nie tylko Polacy mają problem „z ogonkami” – tzn. ze znakami diakrytycznymi):
Autor ciekawej (i zabawnej) książki Bezecnik gramatyki polskiej4 zwraca uwagę na onomatopeje w polszczyźnie. Ileż uroku mają nasze dźwiękonaśladowcze zawołania: cmok, mniam, patataj… Jakżeż zadziorny jest wołacz ej!… Kto by pomyślał, że można tak mieć na nazwisko? Ej? A i owszem – w zachowanych w Archiwum Państwowym w Opolu księgach zgonów Urzędu Stanu Cywilnego w Prudniku (wówczas Standesamt Neustadt) znaleziono akt zgonu niejakiego… Antona Ey, który zmarł przed walentynkami w 1926 roku:
Orzeczenia kombinowanego (czyli złożonego, jak przypomina Jacek Wasilewski), które w polszczyźnie występuje, nie będziemy już wytykać ani urzędnikom niemieckim, ani polskim – „prowizorki językowej”, czyli równoważnika zdania (jak żartobliwie pisze wspomniany Wasilewski) – tym bardziej. Nie dziwmy się jednak obcokrajowcom – skoro profesor Miodek przez dwadzieścia lat niestrudzenie wykładał polszczyznę, a i dzisiaj trzeba nam przypominać o kontaminacjach w języku (tj. pomieszaniu różnych konstrukcji słownych): zamiast błędnego określenia „otworzyć postępowanie”, powinno być: „otworzyć przewód doktorski” i „wszcząć postępowanie”; nie: „sensu stricte” a „sensu stricto” lub „stricte”, nie „zrealizować cel” – tylko „osiągnąć cel”, nie „odnieść porażkę” – lecz „ponieść porażkę” (wszak odnieść można zwycięstwo), nie „wyrządzić przysługę” – a „wyświadczyć” (gdyż wyrządzić można, choć się nie powinno, szkodę)… Łukasz Mackiewicz wyliczył tych najpopularniejszych błędów w polszczyźnie prawie pięćset – ale zainteresowanych odsyłamy do jego książki5.
Polszczyzna to niewątpliwie trudna mowa, jak mawia młodzież wiercąc się w ławkach na lekcjach polskiego. Trudna – ale możliwa do nauczenia. Po II wojnie światowej do Polski wróciły tzw. Ziemie Odzyskane, m.in. Śląsk Opolski. Nowe władze przeprowadziły akcję weryfikacyjną. W jej efekcie chęć pozostania na ziemiach przyłączonych do Polski zadeklarowali także ludzie, którzy mówili po polsku bardzo słabo lub wcale. Toteż dla nich przygotowano kursy języka polskiego, np. w Szklarni, Chudobie, Bazanach i Lasowicach Wielkich w powiecie Olesno – jak wynika z dokumentów zachowanych w zespole Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i Urząd Powiatowy w Oleśnie, sygn. 1639:
Kursy kończyły się egzaminami:
Kończąc, polecamy książkę Sto pytań do językoznawcy, czyli poważne odpowiedzi na niepoważne pytania autorstwa Elżbiety Awramiuk (Białystok 2016), która pomoże nam już nie błądzić w meandrach polszczyzny, a z której dowiemy się, dlaczego:
- obracamy kota ogonem, a pies się wabi,
- Ślązak godo, a nie mówi,
- śliwki są w occie, a nie w ocecie,
- teraz idę, a wcześniej szłam,
- rano dzień dobry, ale wieczorem dobranoc,
- …i czemu język jest ojczysty, a nie matczyny?
Zatem starajmy się, by Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego był nie raz w roku, lecz na co dzień. Słuchajcie dobrych rad… i historii wyczytanych w zbiorach bibliotecznych oraz zasobie Archiwum Państwowego w Opolu.