Ewa Piasecka
Biblioteka Publiczna w Dobrodzieniu


Biblioteka od dużego „B”


Zaprzyjaźniłam się z biblioteką w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia (jak to brzmi!). Ta przyjaźń dotyczyła zarówno nowo poznanych bibliotek, jak i pań bibliotekarek. Gdybym sama nie dorastała i nie zmieniała się w tym samym tempie jak biblioteki, nigdy nie uwierzyłabym w te zmiany. Na przyspieszonym filmie wyglądałoby to jak fantastyka w wydaniu Lema.

Pierwszy kadr – słabo oświetlona izba z piecem kaflowym i półkami pełnymi książek oprawionych w szary papier. Przy piecu siedzi pani bibliotekarka korzystająca z wolnego czasu i dzierga szalik na drutach. Cieszy się, gdy wejdzie czytelnik, bo można pogadać i czas szybciej zleci. Z reguły przychodzą dzieci po bajki i lektury, albo wymienić kolejny kryminał Agaty Christie dla rodziców.

Ten kadr funkcjonował długo. Zdarzało się, że powiększano księgozbiór, lecz na remonty i wystrój niestety nie starczało.

I tak moje pojęcie o pracy w bibliotece przetrwało długie lata. Pomimo że przez ponad pół wieku nigdy nie straciłam z bibliotekami kontaktu, postrzegałam je z pozycji czytelnika. Teraz, gdy spełniło się moje marzenie i mogę jako pracownik biblioteki spędzać czas wśród kolorowych regałów, widzę to zupełnie inaczej.

Przede wszystkim w tym miejscu dzisiaj nie ma czasu na nudę. Nie czeka się na czytelnika, żeby zająć czymś ręce, bo książki już się o to postarają, by zwrócić na siebie uwagę. Stare, zużyte chcą odejść, więc musimy je z godnością „wyprowadzić”, a to jest czasochłonna procedura: usunięcie z inwentarza, z programu, sporządzenie protokołu, spakowanie i wywiezienie. Nowe książki natomiast dopominają się o wpis do inwentarza, oprawienie i dobre zaopiniowanie u czytelnika. Dopiero pracując w tym królestwie książek odczułam, ile jest pracy tzw. biurowej prócz samego wypożyczania książek.

Biblioteki stały się, szczególnie w wiejskich środowiskach, namiastką ośrodka kultury. To tutaj spotykają się dzieci i dorośli, rozmawiają nie tylko o książkach, toczy się tu prawie towarzysko-kawiarniane życie. Pracowałam w filii wiejskiej i tam właśnie tak się działo. Ta sytuacja zainspirowała mnie do organizowania spotkań z dziećmi i ich rodzicami, dyskutowania na tematy związane z literaturą, nauką i sztuką. Praca w każdej dzisiejszej bibliotece nie przypomina już tego pierwszego kadru. To już było i nie wróci więcej.

Biblioteki miejskie i wiejskie mają do zaproponowania swoim czytelnikom różnorakie formy spędzania czasu począwszy od czytelniczych spotkań plenerowych, klubów dyskusyjnych, spotkań z pisarzami, po udział w organizowanych konkursach i zabawach.

Reasumując – zmiany między biblioteką lat sześćdziesiątych a dzisiejszą są kolosalne. Z ciemnej małej izdebki z niewielkim księgozbiorem przenieśliśmy się do pomieszczeń jasnych, nowoczesnych i skomputeryzowanych (kadr ostatni). Pracownicy na bieżąco uzupełniają swoją wiedzę, korzystając z ogólnie dostępnych szkoleń.

To naprawdę przyjemność pracować w takim miejscu i należy sobie życzyć, by czytelników i książek nigdy w nim nie zabrakło.

                                                              

"Bibliotekarz Opolski" jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska